poniedziałek, 1 grudnia 2014

Idź za ptakiem waka



Rzeczy (wszystkie?) są ze sobą powiązane, a niektóre spotkania bywają inspirujące, czasami miejsca, zdarzenia i ludzie odciskają na zawsze pieczęć w naszych sercach. Coś się dzieje, snuje, przeplata, drży możliwość …  aby się stało, trzeba dać się poprowadzić, a niekiedy odrobinę podbiec jak za głosem ptaka w zaroślach. Lubię to. Piszę ten wstęp trochę dlatego, żeby się wytłumaczyć, bo nic tu się (pozornie) nie łączy z camino, ani Portugalią, ani nawet z bieganiem, ale jednak …
Chobunasi Eishi, Dama dworu
A tak na marginesie – czy zdarzało Wam się iść za ptakiem? Takim co to, zaśpiewa, zakląska, przechyli głowę, odfrunie kawałek, czeka aż się podejdzie, znów pofrunie albo drepce kawałeczek i znowu poczeka … Przyznam się, że mnie się zdarza do dziś. Wciąż wierzę, że zaprowadzi mnie … no właśnie, że zaprowadzi mnie gdzieś, w sam środek niezwykłej przygody, a potem oczywiście, jak już wykonam wszystkie zadania i pojawię się znów jako bohaterka, będę żyła długo i szczęśliwie.
Ale wracając do tematu. Otóż nigdy w życiu nie interesowałam się Japonią, nic, a nic. No może „Ostatni Samuraj” mnie urzekł, ale naprawdę nic poza tym (Mulan była Chinką – oczywiście, więc odpada).  Niedawno jednak rozczytałam się w  blogu, który częściowo traktuje o Japonii i właśnie te wpisy zaczęły mnie fascynować. Czekałam z niecierpliwością aż pojawi się nowy post. Teksty były bardzo ciekawie napisane i właściwie zakładałam, że czytam je z powodu walorów literackich, a nie tematu. Aż do momentu, gdy na wystawie antykwariatu nie zauważyłam książki z japońskim rysunkiem, weszłam, żeby ją obejrzeć. Notka na okładce głosi, że to powieść o Murasaki, autorce pierwszej powieści. Wyobrażacie sobie – autorką pierwszej powieści na świecie była kobieta! Fascynujące, oczywiście natychmiast ją kupiłam. Książkę Lizy Dalby „Opowieść Murasaki” czyta się świetnie. Dla mnie jako założycielki Fundacji Historii Kobiet powieść o pierwszej autorce pierwszej powieści jest już nie lada gratką, a tu jeszcze wartością dodaną jest Japonia. Wy to pewnie wiecie, ale ja nie miałam pojęcia, że Japonki czerniły zęby, aby dobrze wyglądać. Albo, że haiku jest skróconą wersją waka – ten wiersz składa się pięciu wersów o określonej liczbie sylab według formuły 5-7-5-7-7. Waka jest więc o wiele trudniejsze i o wiele bardziej mi się podoba. Murasaki komunikuje się ze swoimi przyjaciółkami, rodziną, z mężczyznami, którzy jej się podobają właśnie za pomocą tych wierszy. Co za wyjątkowa sztuka, trzeba przecież nie tylko umieć napisać, ale i zinterpretować wiersz, na przykład taki:
Niepewna, czy
naprawdę to się zdarzyło,
O szarym świcie
z trudem dostrzegam
kwiaty powoju*
Spróbujcie, podpowiem, że ten wiersz jest korespondencją z pewnym pułkownikiem.
Moim zdaniem jest w tym coś niezwykle ekscytującego, podniecająca niepewność, czy moja interpretacja jest trafna. I czy adresat też właściwie odczytał treść.  I tak sobie myślę, czy przypadkiem życie nie podsyła nam takich waka, a zadanie polega na tym, żeby właściwie je rozszyfrować? Wiecie o co chodzi, te wszystkie cytaty a propos, które akurat pojawiają się na fb, książki, które wpadają w ręce, opowieści analogiczne do naszej historii, spotkani ludzie, nieoczekiwane wydarzenie, niespodzianki.  Ja mam takie poczucie, że wciąż otrzymuję waka i czasami bardzo się biedzę nad interpretacją, innym razem – w lot pojmuję, co mi chce powiedzieć, a bywa i tak, że męczę się w niepewności podobnej do zakochania.
Murasaki pisze „Opowieść o księciu Genjim”  - idealnym  kochanku i jego licznych wspaniałych damach. Liza Dalby zaś pisze o Murasaki Shikibu, kobiecie, która poszła za własną legendą, a trzeba mieć na względzie, że jest to mniej więcej 1000 rok. To nie była łatwa droga, można nawet powiedzieć, że to kręta i ciężka ścieżka serca. Ale  nie ma żadnych wątpliwości, że warto było nią pójść. Postać Murasaki fascynuje mnie nie tylko ze względu na jej pisarską profesję, a nawet nie z powodu jej życiowych wyborów, ale dlatego, że Dalby przedstawia ją jako osobę o wielkiej namiętnej duszy, która kocha ludzi i życie. Kocha swoją przyjaciółkę i córkę – ogromną i szczerą miłością, kocha ojca i męża równie namiętnym uczuciem, ale kocha także regenta Michinagę i Chińczyka Ming-gwoka. I każde z tych uczuć jest nieskazitelnie czyste. Wspaniałe. Chodzi o tę miłość, o której już tu pisałam, o taką miłość do wzięcia, która spada na ciebie jak ciepły prysznic. Po prostu jest.  Którą można ująć tak:
Czyż można myśleć
że Japonia jest także
miłością serca?
jest miłością lecz nie jest
różą nie jest różą nie
Ogromnie cieszę się z tego odkrycia. I pomyśleć, że gdybym nie pobiegła za tym ptakiem, nie znalazłabym dla siebie Japonii. Teraz już wiem i przyznałam się do tego przed Zuzanną, Japonia mnie woła, wiem, że muszę się tam wybrać. Ze względu na Murasaki i … nie tylko.

*Liza Dalby, Opowieść Murasaki, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2004.
rysunek Chobunasi Eishi, Dama dworu, Z serii Trzydzieści sześć poetek z książki Sztuka japońska w zbiorach polskich, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1988,
Murasaki należy właśnie  do zaszczytnego grona 36 Mistrzyń Poezji.

I adres bloga, o którym wspominałam www.jodlowanie.pl profesjonalnie o Japonii ;), choć znajdziecie tam też inne wpisy. Polecam 

1 komentarz: