niedziela, 21 lutego 2016

No to Faro!



lądowanie
Wykorzystałam już wszystkie sposoby na zwlekanie, czytałam, podróżowałam, przeglądałam Internet, rozmyślałam, sprzątałam, a nawet pisałam inne teksty. Doszłam do momentu, w którym nie ma już żadnego usprawiedliwienia. Trzeba po prostu siąść i zacząć opowiadać. (znacie ten stan kiedy zostaje wybór – działać albo zakryć twarz dłońmi i udawać, że nas nie ma).
 I choć teraz, gdy wyruszyłam drogą wstecz, do początku  tej historii i zaczynam pisać, myśli i wspomnienia są wciąż jeszcze powiązane w supełki i jak zwykle mam wątpliwości gdzie ta opowieść naprawdę się zaczęła. I tak mi się zdaje, że miało to miejsce w Kościele św. Jakuba w Sączowie, gdzie modliłam się przy relikwiach o powodzenie tego camino. Gdy teraz patrzę na moją wędrówkę z perspektywy  kilku miesięcy mam całkowitą pewność, że Święty mnie wtedy wysłuchał.  

A może ta historia ma swój początek poza mną, we wspólnym Źródle wszelkich opowieści, poza moją świadomością, czasem i przestrzenią, gdzie są też wszystkie inne początki … Ludzie przecież żywią się opowieściami, w przeciwnym wypadku po co byłby święte księgi?  

Tak czy siak tym razem wyruszam z Faro. Nazwa Faro ma dla mnie szczególne brzmienie, trochę jak fragment magicznego zaklęcia, trochę jak słowo z jakiejś pięknie brzmiącej pieśni, jest w tym tęsknota, zachęta , przywoływanie , niesamowicie urzekająca melodia rytualnych bębnów …  (czyżby wpływ miała bliskość Afryki?) spróbujcie sami wypowiedzieć na głos – Faro.  W  języku portugalskim słowo faro oznacza latarnię morską. Dobry omen – niech rozświetla mi drogę. 

plac Madaleny
Lotnisko jest tuż przy oceanie, samolot zniża lot i wydaje się, że zaraz będzie wodował. Spoglądam przez okno i widzę lagunę, zielonolazurowe, ciemniejące w głąb wody. Lądujemy oczywiście bezpiecznie na pasie. Jest bardzo ciepło, mimo że to już wieczór. Gdy staję przed lotniskiem i rozglądam się w poszukiwaniu autobusu do moich nozdrzy dociera zapach spalonej ziemi, duszny zapach gorąca, ciężka woń nagrzanych w słońcu owoców i ryb.
Niepokój. Czuję niepokój. Szukam chwilę odpowiedzi dlaczego. Bo Lizbona pachnie inaczej?  Bo w Porto czuję coś innego - powiew świeżości znad oceanu, ożywczy lekki iberyjski deszcz … No chyba  tak. Nie będę się teraz zastanawiać, robi się późno i trzeba jeszcze znaleźć hostel.  
To miejsce jest urocze. Czy mówiłam już,  jak bardzo lubię hostele? Są przestrzenną metaforą chwili, spotykamy tu różnych ludzi, zajmujemy jakieś miejsce, żeby znów wyruszyć dalej.
Leżę teraz na dachu hostelu na grubym materacu i patrzę w gwiazdy.  Niebo jest gładkie, jakby  wypolerowane, gdybym chciała mogłabym wyciągnąć  rękę, pozbierać gwiazdy i schować do plecaka…  Ktoś cicho rozmawia na tarasie, słychać muzykę i śmiech. Zapach spalonej ziemi już nie niepokoi … wypełnia mnie spokój, miłość i radość. 
Jutro będę przechadzać się Rua da Madalena, siedzieć na placu Marii Magdaleny podziwiając piękne mozaiki z jej wizerunkiem. I kimś jeszcze. Może to Archanioł Michał? Z przyjemnością wyłożę się na ławce i zdrzemną w słońcu.  W renesansowej katedrze Se dostanę pierwszą pieczątkę do credenciala i wcale a wcale nie będę się jeszcze  przejmować, że stąd nie ma szlaku św. Jakuba oznakowanego strzałkami.  
Kaplica czaszek (kości) 
Potem pójdę do kaplicy czaszek, która cała zrobiona jest z czaszek i kości, nawet podłoga jest nimi wyłożona.  Trudno tutaj stać … więc usiądę opierając się plecami o ścianę. Obok w  kościele do Carmo stoi też przepiękna figura Matki Bożej, przedstawiająca Maryję jako mocno zbudowaną, silną kobietę. Dokładnie taką jaką ja chciałam ją widzieć.  Będę stać przed nią w zachwycie i powtarzać w duchu – a jednak… a jednak!!! Nie wiedząc jeszcze, że spotka mnie wielka niespodzianka. Ale  to później, na drodze. A tutaj zamoczę stopy w ocenie siedząc na kamiennych schodach w miejscu, gdzie cumują stateczki z turystami. O tak! Faro będzie spełnieniem moich marzeń, ale to oczywiście dopiero wstęp, niewinna zapowiedź, radosne preludium …

Tak, tak, lubimy ten nastrój, gdy wszystko jawi się jako łatwe i możliwie i tak chętnie na tej podstawie wróżmy powodzenie i szczęśliwe zakończenie naszych przedsięwzięć. Ale to w trudnościach rodzi się sukces i choć te słowa pięknie brzmią, to wcale nie chcemy przekonywać się o tym na własnej skórze.  Ja też nie chciałam. Ale byłam gotowa wyruszyć.