poniedziałek, 22 czerwca 2015

Siedem złotych księżyców



Ociągałam się z tym postem dość długo. Tytuł miałam gotowy, wpis mniej więcej przemyślany, a jednak wciąż zwlekałam, czegoś mi brakowało. Miałam przeczucie, że jeszcze czegoś potrzebuję na coś czekam, że powinnam trenować cierpliwość, co łatwe nie jest, bo z natury tej cechy nie posiadam. Szukałam ich – siedmiu złotych księżyców - w różnych miejscach aż w końcu dałam spokój, bo chyba wyglądałam jak pies z nosem przy ziemi, zaglądający w każde zarośla, więc zaprzestałam poszukiwań, rozluźniłam się, wyprostowałam, spojrzałam w górę i wtedy - jak się można było spodziewać - siedem złotych księżyców zaświeciło na niebie: 


Andersen w Katowicach
Na wernisaż Festiwalu Sztuki Naiwnej jadę z Arkiem. Będą tu wystawiane obrazy Małgorzaty – akurat te, które bardzo lubię „anderseny” kolorowe, radosne obrazki z czarnymi figurkami tańczących par lub kotów. Jak pamiętacie baśnie Andersena są mroczne i tragiczne, więc to zestawienie z barwną, przywodzącą na myśl dziecięce malowanki, stylistyką fascynuje mnie i uwodzi. Wystroiłam się w czerwoną sukienkę, teraz będę pasować jak ulał do tych obrazów. Gdy przyjeżdżamy na miejsce gra orkiestra, a na straganach można kupić balony i watę cukrową. Jak cudowne, naiwne piękno! To właśnie tutaj słyszę słowa: siedem złotych księżyców. Nie liczę ich, ale myślę, że na obrazach, które oglądam jest znacznie więcej księżyców, a także mnóstwo, mnóstwo kotów, rowerów (które najczęściej szybują na tle nocnego nieba), pań z kwiatami we włosach i aniołów. Oglądam z Arkiem obrazy, dzielimy się wrażeniami, zamyślamy, śmiejemy, komentujemy … I jeszcze robimy sobie zdjęcia z Małgorzatą i jej obrazami. Jest w nas radość i entuzjazm. 

To pierwszy księżyc – obcowanie ze sztuką, wrażliwością i wyobraźnią drugiego człowieka. 
 

Przenieśmy się teraz w stronę drugiego księżyca - na kurs portugalskiego. To ostatnia lekcja. Mamy dla Pedrity - naszej młodej brazylijskiej żywiołowej nauczycielki tomik wierszy i kwiaty. Pedrita jak zawsze cieszy się spontanicznie, podskakuje i piszczy. My cieszymy się z jej radości, ale smutno nam, że to ostatnie czwartkowe spotkanie. Polubiliśmy się i zżyli. I choć nici tego uczucia są jeszcze lekkie jak pajęczyna, to dla nas wszystkich ta sympatia i przyzwyczajenie są niesamowicie przyjemne. Tego wieczoru odnajdujemy się nawzajem na fejsbuku. Może boimy stracić się z oczu? Odpowiem za siebie – tak, ja chcę dalej spotykać Jakuba, tańczącego angolskie tańce, których nazw nie potrafię spamiętać ani wymówić; Agnieszkę, która zrezygnowała z dobrej pracy i wyjechała do Brazylii; Michała, który oddał serce pszczołom i pszczelarstwu, Magdę, żonę Portugalczyka, która z miną niewiniątka zadaje trudne pytania, Damiana, który rzucił wszystko i wyruszył do Hiszpanii, a teraz marzy o camino i oczywiście naszą professorę, która pragnie na zawsze zamieszkać w Polsce. Lubię ich wszystkich bardziej, niż sądziłam. 

To drugi księżyc – polubić kogoś bez powodu. 

Gdy wydaje mi się, że nie widzę już reszty księżyców, przychodzi do mnie zdanie - tam skarb twój, gdzie serce twoje. To z ewangelii św. Mateusza. Nie muszę długo zastanawiać się, gdzie moje serce, bo odpowiedź pojawia się nadspodziewanie szybko. Wybieram się na dwa etapy polskiego camino, trasa z Opola do Skorogoszczy – takie weekendowe zorganizowane pielgrzymowanie. Nie mam zbyt wielkich oczekiwań, ale czuję, że powinnam to zrobić. Moje przeczucia są słuszne, bo tu złote księżyce zbieram jak czereśnie prosto z drzewa. W kościele pod wezwaniem św. Norberta i św. Ducha ksiądz udziela nam błogosławieństwa. Mówi swobodnie, jasnym, donośnym głosem i gestykuluje całym ciałem potrząsając ramionami. Jego wiara jest żywa, a właściwie żwawa jak samba, gdy opowiada: święty Jacek wynosił z pożaru figurkę Jezusa. A wtedy Maria zapytała go, dlaczego nie zabierze i jej figury. Jacek odpowiedział, że jest zbyt ciężka, a on nie ma tyle siły. A spróbowałeś? – zapytała Matka Jezusa z wyrzutem. Gdy święty wziął ją do rąk, okazało się, że jest lekka jak piórko. Próbujcie, zmieniajcie swoje życie, przemieniajcie swoje serca! – nawołuje ksiądz. A ja czuję się podwójnie na właściwej drodze - caminowo i życiowo. 


To trzeci i czwarty księżyc – oddać czemuś serce, co przynosi spełnienie oraz zaufać znakom, które prowadzą. 


Dalej pielgrzymka – docieramy do domu kultury, gdzie mamy dostać posiłek. Przed budynkiem stoi kucharz i zapędza nas do środka niczym owce. To postawny mężczyzna z wydatnym brzuchem jak przystało na jego profesję i poczciwością wymalowaną na twarzy tak doskonale, że nie sposób pomylić jej z niczym innym. Macha ręką i pokrzykuje: wchodzić! Wchodzić! Jedzenie czeka! Mieliście być wcześniej! Potem szybko nakrywa do stołu, wnosi wazy z bograczem. Chodzi wzdłuż stołów, zagląda nam w talerze i sprawdza ile kto zjadł.
- A czemu to poskładali te talerze?!  - krzyczy na nas znowu – nie zjedzone przecież wszystko! Teraz będą rozkładać i dalej jeść! Bez zjedzonego nie pójdą!
Czuję się jakbym przyjechała do babci, zaopiekowana po uszy. Sądząc po minach innych pielgrzymów mają to samo uczucie. 

To piąty księżyc – dać się zaopiekować komuś obcemu. 

Wieczór spędzamy nad Balatonem – tak się nazywa tutejsze jeziorko. W programie jest pływanie kajakiem i ognisko. Zdejmuję buty, podwijam spodnie i wskakuję do kajaka z Kasjanem (bratem Kajetana). Nigdy wcześniej nie wiosłowałam, nawet nie miałam wiosła w ręku, więc Kasjan udziela mi krótkiego instruktażu i wypływamy na pełne wody. Zapada zmrok. Dryfujemy na środku jeziora, na jednym brzegu widać wysoki płomień ogniska, z drugiego dochodzą dźwięki dziarskiej melodii – to miejscowa orkiestra ćwiczy przed jutrzejszą paradą, w górze gwiazdy.  Życie jest piękne! – wołam w niebo i zabieram do kieszeni


szósty złoty księżyc – zachwyt chwilą.  


Kasjan śmieje się ze mnie i żartuje, że zamiast Madaleny siedzi za nim euforia. Nie przyzna się do tego, ale jemu też się ta chwila bardzo podoba. 

Siódmy złoty księżyc to tęsknota.

Jest jej we mnie ostatnio bardzo dużo. Czuję się wręcz owładnięta tęsknotą. Dotychczas zawsze myślałam o tęsknocie jako o uczuciu negatywnym, ale teraz wiem, że to nieprawda. Z tęsknoty człowiek robi rzeczy wielkie, wspanialsze i bardziej doniosłe niż te, które zrobiłby z obowiązku lub dla przyjemności. Bo w tęsknocie jest element oczekiwania na nadejście tego, za czym lub za kim tęsknimy. Jeśli kochamy, chcemy być lepsi. Starajmy się więc być jak najlepszą wersją samych siebie w tym oczekiwaniu na wytęsknione. Tak myślę – skoro oczekuję wspaniałego, to sama muszę być co najmniej równie wspaniała. Chcę się dobrze przygotować, by potem, gdy już nadejdzie pokazać się w całej krasie. Tęsknota może nas więc czynić lepszymi. A jaką wspaniałą rzeczywistość może wytęsknić taka wspaniała przemieniona przez tęsknotę osoba! 


***
Mam nadzieję, że doszliście ze mną aż do tęsknoty, choć post ten jest bardzo długi i potrzeba było sporo cierpliwości, aby tu dotrzeć. Ale jeśli macie jeszcze chwilkę to powiem Wam, że siedem to nie tylko liczba szczęśliwa, ale i święta. Dodatkowo jako suma trzech i czterech – łączy w sobie to, co duchowe i to, co ziemskie. Księżyc jest symbolem miłości, intuicji, opieki, duszy i natchnienia. Jest pośrednikiem pomiędzy ziemią a niebem. A złoto to oczyszczenie, obfitość i poznanie. I oczywiście bogactwo. Uznajmy więc siedem złotych księżyców za obfite bogactwa duszy, które przenoszą szczęście z nieba na ziemię. 


obrazy Małgorzaty możecie obejrzeć tutaj 





poniedziałek, 8 czerwca 2015

Jeszcze raz caminowo


Kajetan wyruszył na camino, jak sam pięknie to określa – średniowiecznym zwyczajem – z progu swojego domu w Zabrzu do Santiago. W związku z tym przypomina mi się jego pierwsze camino, które przeszłam wraz z nim. Tyle że on podróżował do grobu św. Jakuba, ja zaś w głąb własnej duszy. Dowiedziałam się wtedy wiele o sobie, własnym sercu i miłości. A to, czego się dowiedziałam bardzo mi się podobało. To wtedy powstało powiedzenie „Kocham Cię, idź!”, które dziś w wersji angielskiej można znaleźć na caminowych skarpetkach i przypisuje się je św. Jakubowi, choć to nie do końca prawda, a może po prostu nie cała prawda. Tak właśnie powstają legendy.
Na dodatek w ostatnich dniach było tak bardzo caminowo, że tęsknota we mnie wzbiera i ja także chcę już wyruszyć.  Ale zanim to zrobię opowiem Wam, co się zdarzyło:
Most w Toruniu o świcie
Na konferencję naukową pt. Camino Polaco ja i Kajetan jedziemy pociągiem. W Toruniu będziemy o trzeciej  nad ranem. Mamy nadzieję zdrzemnąć się trochę podczas podróży, ale szybko okazuje się, że nic z tego, bo mamy miejsca w tak zwanym wagonie bez przedziałowym. Ciągle ktoś się przeciska wąskim przejściem między siedzeniami, jest gwar i mnóstwo ludzi. W tych okolicznościach trochę rozmawiamy, trochę zagłębiamy się w internetowe wnętrza naszych smartfonów.  Gdy dojeżdżamy na miejsce okazuje się, że nie ma za bardzo gdzie przeczekać do rana, bo toruński dworzec jest w przebudowie. Idziemy więc obładowani, oprócz plecaków ja ciągnę walizkę pełną skarpetek, a Kajetan niesie  torbę z laptopem. Kierujemy się w stronę centrum, lecz bez konkretnego celu.
- Może napijemy się kawy na stacji? – proponuję – to Shell, będzie caminowo – zachęcam Kajetana. Bo logo tej stacji wzięło się właśnie od muszli świętego Jakuba. Kajetan zgadza się chętnie.
Przesiedzimy, a raczej przestoimy (przy wysokim stoliku nie ma krzesełek) tu ponad godzinę popijając kawę obserwując zabawne, wręcz komediowo charakterystyczne typy odwiedzające stację.
Potem przemierzamy bardzo długi most. Towarzyszy nam wschodzące słońce. Rozlewa się na Wiśle niczym lawa, albo płynny metal. Jest cicho i spokojnie. O czym mogłabym  myśleć w takiej chwili? Ten pejzaż oczywiście sięga mi do serca, przypominam sobie tamte ważne mosty w moim życiu. Ale teraz jest przyjemnie iść i myślę, że co innego go potrzebować, a co innego tak sobie po prostu z poranną radością przemierzać most. Z powrotem będzie zupełnie inaczej – będziemy pędzić jak szaleni, a pot będzie spływał nam po plecach i wpadniemy do pociągu tuż przed odjazdem, zmęczeni i zdyszani, żeby choć na chwilkę przymknąć oczy i się zdrzemnąć po jakichś trzydziestu godzinach bez snu.
Ale teraz wciąż podążamy na konferencję. Zjemy jeszcze śniadanie na nadwiślańskich bulwarach siedząc na pobazgranym murku (kocham cię, lolita; tu byłam; tu można sobie pisać; M+W=WM) i obserwując jak miasto budzi się do życia.
Będę szczera - nie pamiętam zbyt dobrze części merytorycznej konferencji, pamiętam za to bardzo dobrze dwie osoby: Romę i Aleksandrę. Rozmawiałyśmy o naszych wędrówkach, o lękach i pragnieniach, całkowicie caminowo. Ich wielka serdeczność sprawiła, że nie czułam zmęczenia po nieprzespanej nocy tylko radość z poczucia wspólnoty serc i wiary. Na szczęście – jak to się kinestetycznie mówi – jesteśmy od tej pory w kontakcie. Mam nadzieję, że tak zostanie. I być może spotkamy się kiedyś na Drodze.
Wkrótce po konferencji w Toruniu wybieram się na kolejne camiowe spotkanie, tym razem do Piekar. Tę konferencję organizuje Michał, młody podróżnik, niesamowicie charyzmatyczny człowiek, podziwiam jego pasję życia i autentyczne zaangażowanie. I choć nie zawsze się z nim zgadzam, jestem pewna, że to wspaniały chłopak. Porusza się sprężyście z tą piękną pewnością siebie, która wprowadza spokój w miejsce, gdzie Michał akurat się znajduje. Słucham pielgrzymich opowieści, o wędrówkach do Santiago i do Rzymu i takich zupełnie (pozornie) bez celu. Różni nas wiele, wiek, wykształcenie, sposób i miejsce pielgrzymowania, narracja i światopogląd. A jednak łączy nas jeden Duch. Ma dla nas wszystkich miejsce. Znów czuję to samo, co w Toruniu - bezgraniczną wzajemną serdeczność, jedność w różnorodności, akceptację, ufność, zrozumienie, radość z bycia właśnie tu i w tej chwili. Tak samo jest na Drodze. Może właśnie to jest tak atrakcyjne i pociągające, a może wysiłek, który można przełożyć na konkretny cel albo poszukiwanie Boga lub siebie albo jeszcze coś innego. Nie mam pojęcia co nas wzywa, ale wiem co nas łączy. To jest ten sam Duch.

Jeśli chcecie śledzić wędrówkę Kajetana znajdziecie go na fb https://www.facebook.com/camino.from.poland?fref=ts

Jeśli chcecie kupić caminowe skarpetki, które zaprowadzą Was z każdego miejsca na świecie prosto do Santiago zapraszam na priv K40