czwartek, 22 października 2015

Kiedy droga jest domem



Już od mojej podróżniczej inicjacji miałam wyrzuty sumienia. Za każdym razem, gdy wyruszałam musiałam tłumaczyć sobie i innym dlaczego to robię i słowami gładkimi jak niedzielny obiad uśmierzać niepokój, że coś jest ze mną nie tak. Wszystko skończyło się radykalnie i nieodwołalnie wraz z tegorocznym camino, którego już się nie da w ten sposób obłaskawić, ugłaskać i ugrzecznić. Nawet najbardziej zdawkowa opowieść o tej Drodze pokazuje jak bardzo była ona szalona, dzika, nieokiełznana, nieprzewidywalna, fascynująca, wciągająca, nieprzewidywalna, niebezpieczna, ukochana, uspokajająca, stabilizująca, pobożna, święta. Jak bardzo ta Droga była i jest przy mnie/we mnie wciąż. Wszystko zaczęło się od smsa do Kajetana już pierwszego dnia gdy zarzuciłam plecak, zrobiłam kilka kroków, a gdy ogarnęło mnie to uczucie błogości, które psychologowie nazywają przepływem, napisałam: Wędrując czuję się jak u siebie. Witaj w domu – odpisał. 

Zapraszam więc Was do mnie, rozgościcie się proszę, tutaj można usiąść przy drodze, na tym wygiętym konarze i popatrzeć na pole słoneczników, jeśli ktoś woli cień, będzie mu lepiej pod palmą albo tutaj na skraju lasu, gdzie pachnie eukaliptusem. Zaraz podam chłodną wodę z fontanny przy drodze. A może hiszpańskie wino z plastikowej butelki? Czy ktoś chciałby ukraiński kwas chlebowy? Rumianek podawany w Portugalii jako herbata? Może ktoś spragniony opowieści? To wszystko będzie, Portugalia, Hiszpania, a potem jeszcze Ukraina, krok za krokiem … 

Idę więc, a mój umysł z wytrwałością godną biegacza poszukuje wytłumaczenia, dlaczego jestem tu u siebie, dlaczego tak dobrze się czuję, dlaczego droga jest domem. Choć tak naprawdę mojemu umysłowi, który w tej sprawie akurat kooperuje z ego a nie z sercem, nie chodzi o wyjaśnienie, lecz usprawiedliwienie. A usprawiedliwienia nie ma, dlatego biedaczyna nie może go znaleźć. (Usprawiedliwienia nie ma, jest wybór). Z tego też powodu moja towarzyszka Dob nie przyjmuje do wiadomości, że jestem nomadką.
- Nie jesteś nomadką! – prawie podnosi głos do krzyku – nie możesz być! Musisz się jakoś urządzić każdy musi mieć jakieś miejsce! Każdy musi normalnie żyć!
Te słowa wprawiają mój umysł w szaleńcze poruszenie, pędzi teraz jak chomik w kołowrotku i dalej nic. Nic a nic. Przypomina mi się za to wiersz Bronisławy Ostrowskiej: 

Magdaleno, ciszo polna,
Magdaleno, ciszo leśna,

Która zlewasz mi pod nogi
Miłosierny balsam drogi
i ocierasz włosy swemi
stopy, pylne kurzem ziemi

z wszechboleści - bezboleśna,
z wszechniewoli - siostro wolna,

Dzięki tobie- ciszo leśna...
Dzięki tobie- ciszo polna...

Powtarzam go sobie w myślach, bo jest piękny, bo jest o Magdalenie, o drodze, o wolności. Bo droga jest balsamem, bo droga jest miłosierna i wybaczająca. Gdy boli i choruje dusza, powinno się wypisywać receptę na drogę. Nie ma lepszego lekarstwa, skuteczniejszej terapii. Droga jest jak miłość – nie szuka swego, daje siłę i nadzieję, jest cierpliwa i uczy cierpliwości, a jeśli zaufasz doświadczysz cudu. 

Powtarzam więc wiersz w myślach i gdy podnoszę różowy kamień spod nóg, wiem, że znalazłam część odpowiedzi, która brzmi – ponieważ w drodze lubię siebie. Bardzo lubię siebie. Teraz to poezja naprowadziła mnie na ten ślad, za kilka tygodni powiem Kajetanowi w Odessie – to między innymi sztuka sprawiła, że mogliśmy przetrwać jako ludzkość. I jeszcze więcej się wydarzy – tam po wyjściu z Muzeum Puszkina przyznam, że to właśnie literatura jest moim drugim domem.  
I tak oto wyruszyłam w drogę bezdomna, a teraz okazuje się, że mieszkam pięknie w dwóch wspaniałych domach, rozległych jak step po niekończący się horyzont, przytulnych jak opiekuńcze ramiona, dobrych jak chleb. Tych domów nikt nie może mi zabrać, ani zburzyć, przejąć, zająć, czy zawłaszczyć. Nikt nie może mnie z nich wymeldować, ani wyrzucić. Nie da się tego zrobić, ponieważ ja ich nie posiadam, a mimo to je mam. Dlatego serce to rozumie, a ego nie.
Czuję się usatysfakcjonowana, nawet umysł się wyciszył, ułożył się wygodnie i czeka na niewiadomo co. I wtedy pojawia się ona – moja nagroda.  

Zalazłam tę książkę w katalogu internetowym, szukałam oczywiście czegoś innego. Wypożyczam ją tylko ze względu na tytuł (Z myśli hiszpańskiej i iberoamerykańskiej. Filozofia. Literatura. Mistyka) i moich hiszpańskich, poznanych w drodze znajomych Miguela i Jose. Niczego się po niej nie spodziewam. Przeglądam ją może nawet po części dlatego, żeby się później pochwalić, że znam coś hiszpańskiego …  Przeglądam  ją z zainteresowaniem, lecz nie oczekując niczego … A tu nagle, niespodziewanie, bez ostrzeżenia wychodzi mi na spotkanie Maria Zambrano, filozofka i eseistka, o której mówi się, że należała do pokolenia „Hiszpanii pielgrzymującej” (żyła w latach 1904 -1991) i pisała o byciu w drodze. A jak ona o tym pisała! Powiem Wam jeszcze, że była pierwszą kobietą, której przyznano literacką nagrodę Miguela Cervantesa.  

Zachłystuję się tekstem o Marii Zambrano. Nie tylko mnie uszczęśliwia, ale także przypieczętowuje ostatecznie moje wyznanie, gdy czytam cytat z eseju węgierskiego myśliciela Lukasa:
„Świat tak rozległy wydaje się domem, bo ogień płonący w duszy jest tej samej natury, co gwiazdy. Granice między światem a jednostką, światłem a ogniem są wyraźne, lecz ostateczna obcość nigdy ich nie rozdziela. Gdyż ogień jest duszą każdego światła i w światło odziewa się każdy ogień. W owej dwoistości każdy czyn duszy nabiera cech skończoności i rozumności; staje się doskonały w swym sensie i zrazem doskonały dla zmysłów; jest to doskonałość duszy, spoczywającej w sobie podczas działania”. 

Jakże się cieszę, że nie jestem tu sama, że jestem w tak wspaniałym towarzystwie, że tylko siąść podziwiać i się sycić. Nie śmiem nazwać pozostałych domowników bratnimi duszami, tak są wspaniali, ja ich nawet wszystkich nie znam! Wyobrażacie sobie, co jest przede mną?! Jaka rozkosz poznawania! Tak, tak, właśnie – to znów część odpowiedzi uwielbiam poznawać, odkrywać, dowiadywać się nowego. A ruch, zmiana, ruch, zmiana scalają duszę, integrują mnie w sobie. Doświadczanie nowego, poznawanie w ruchu to odkrywanie siebie i świata, tego co zewnętrzne i tego, co wewnętrzne. To ukojenie, ukołysanie siebie w kołysce świata.
Być może kiedyś wrócę jak Odys, a być może nie, bo zajdę tak daleko, że aż stanę się wędrówką, drogą … dziś biorę sobie do serca, a Wam zostawiam na zakończenie do kontemplacji słowa hiszpańskiego poety Luisa Cernudy: 

Idź dalej, przed siebie i nie powracaj,
Wierny do końca swej drogi i życia,
Nie tęsknij za łatwiejszym losem,
Stopy stawiaj na ziemi wcześniej nie odkrytej,
Oglądaj to, czego oczy twoje nigdy nie widziały.

**


Ten tekst jest wyznaniem, które niezbyt łatwo było mi upublicznić, ponieważ wobec niektórych osób, chciałabym uchodzić za kogoś, kto wcale nie musi być w ruchu. Prawdopodobnie niesłusznie, bo być może kochają mnie dokładnie taką jaką jestem teraz :) albo nie kochają mnie wcale, ale wtedy i tak nie warto zabiegać o ich względy. Tak czy siak opublikowanie tego tekstu jest wyjściem poza mój strach. Tego właśnie uczy droga. 

Ten tekst jest dla Arka, mojego wieloletniego Przyjaciela. Dziękuję. 


Książka, o której pisałam to: Z myśli hiszpańskiej i iberoamerykańskiej. Filozofia. Literatura. Mistyka, praca zbiorowa pod redakcją M. Jagłowskiego i D. Sepczyńskiej, Olsztyn 2006. Artykuł o Marii Zambrano napisała Judyta Wachowska; jego tytuł brzmi: Maria Zambrano: nomadyzm jako przestrzeń wolności.