Kajetan wyruszył na camino, jak
sam pięknie to określa – średniowiecznym zwyczajem – z progu swojego domu w
Zabrzu do Santiago. W związku z tym przypomina mi się jego pierwsze camino,
które przeszłam wraz z nim. Tyle że on podróżował do grobu św. Jakuba, ja zaś w
głąb własnej duszy. Dowiedziałam się wtedy wiele o sobie, własnym sercu i
miłości. A to, czego się dowiedziałam bardzo mi się podobało. To wtedy powstało
powiedzenie „Kocham Cię, idź!”, które dziś w wersji angielskiej można znaleźć
na caminowych skarpetkach i przypisuje się je św. Jakubowi, choć to nie do
końca prawda, a może po prostu nie cała prawda. Tak właśnie powstają legendy.
Na dodatek w ostatnich dniach
było tak bardzo caminowo, że tęsknota we mnie wzbiera i ja także chcę już wyruszyć.
Ale zanim to zrobię opowiem Wam, co się
zdarzyło:
Most w Toruniu o świcie |
- Może napijemy się kawy na
stacji? – proponuję – to Shell, będzie caminowo – zachęcam Kajetana. Bo logo
tej stacji wzięło się właśnie od muszli świętego Jakuba. Kajetan zgadza się
chętnie.
Przesiedzimy, a raczej przestoimy
(przy wysokim stoliku nie ma krzesełek) tu ponad godzinę popijając kawę
obserwując zabawne, wręcz komediowo charakterystyczne typy odwiedzające stację.
Potem przemierzamy bardzo długi
most. Towarzyszy nam wschodzące słońce. Rozlewa się na Wiśle niczym lawa, albo
płynny metal. Jest cicho i spokojnie. O czym mogłabym myśleć w takiej chwili? Ten pejzaż oczywiście
sięga mi do serca, przypominam sobie tamte ważne mosty w moim życiu. Ale teraz
jest przyjemnie iść i myślę, że co innego go potrzebować, a co innego
tak sobie po prostu z poranną radością przemierzać most. Z powrotem będzie
zupełnie inaczej – będziemy pędzić jak szaleni, a pot będzie spływał nam po
plecach i wpadniemy do pociągu tuż przed odjazdem, zmęczeni i zdyszani, żeby
choć na chwilkę przymknąć oczy i się zdrzemnąć po jakichś trzydziestu godzinach
bez snu.
Ale teraz wciąż podążamy na
konferencję. Zjemy jeszcze śniadanie na nadwiślańskich bulwarach siedząc na
pobazgranym murku (kocham cię, lolita; tu
byłam; tu można sobie pisać; M+W=WM) i obserwując jak miasto budzi się do
życia.
Będę szczera - nie pamiętam zbyt
dobrze części merytorycznej konferencji, pamiętam za to bardzo dobrze dwie
osoby: Romę i Aleksandrę. Rozmawiałyśmy o naszych wędrówkach, o lękach i
pragnieniach, całkowicie caminowo. Ich wielka serdeczność sprawiła, że nie
czułam zmęczenia po nieprzespanej nocy tylko radość z poczucia wspólnoty serc i
wiary. Na szczęście – jak to się kinestetycznie mówi – jesteśmy od tej pory w
kontakcie. Mam nadzieję, że tak zostanie. I być może spotkamy się kiedyś na
Drodze.
Wkrótce po konferencji w Toruniu
wybieram się na kolejne camiowe spotkanie, tym razem do Piekar. Tę konferencję
organizuje Michał, młody podróżnik, niesamowicie charyzmatyczny człowiek,
podziwiam jego pasję życia i autentyczne zaangażowanie. I choć nie zawsze się z
nim zgadzam, jestem pewna, że to wspaniały chłopak. Porusza się sprężyście z tą
piękną pewnością siebie, która wprowadza spokój w miejsce, gdzie Michał akurat
się znajduje. Słucham pielgrzymich opowieści, o wędrówkach do Santiago i do Rzymu
i takich zupełnie (pozornie) bez celu. Różni nas wiele, wiek, wykształcenie,
sposób i miejsce pielgrzymowania, narracja i światopogląd. A jednak łączy nas
jeden Duch. Ma dla nas wszystkich miejsce. Znów czuję to samo, co w Toruniu - bezgraniczną
wzajemną serdeczność, jedność w różnorodności, akceptację, ufność, zrozumienie,
radość z bycia właśnie tu i w tej chwili. Tak samo jest na Drodze. Może właśnie
to jest tak atrakcyjne i pociągające, a może wysiłek, który można przełożyć na konkretny
cel albo poszukiwanie Boga lub siebie albo jeszcze coś innego. Nie mam pojęcia
co nas wzywa, ale wiem co nas łączy. To jest ten sam Duch.
Jeśli chcecie śledzić wędrówkę Kajetana znajdziecie go na fb https://www.facebook.com/camino.from.poland?fref=ts
Magda, Pozostaje z Tobą w kontakcie duchowym. Spotkane osoby są nam przecież zadane. Pozdrawiam z Torunia. Roma
OdpowiedzUsuńRoma, tak się cieszę, że tu zajrzałaś :) Dziękuję :)
Usuń