poniedziałek, 8 czerwca 2015

Jeszcze raz caminowo


Kajetan wyruszył na camino, jak sam pięknie to określa – średniowiecznym zwyczajem – z progu swojego domu w Zabrzu do Santiago. W związku z tym przypomina mi się jego pierwsze camino, które przeszłam wraz z nim. Tyle że on podróżował do grobu św. Jakuba, ja zaś w głąb własnej duszy. Dowiedziałam się wtedy wiele o sobie, własnym sercu i miłości. A to, czego się dowiedziałam bardzo mi się podobało. To wtedy powstało powiedzenie „Kocham Cię, idź!”, które dziś w wersji angielskiej można znaleźć na caminowych skarpetkach i przypisuje się je św. Jakubowi, choć to nie do końca prawda, a może po prostu nie cała prawda. Tak właśnie powstają legendy.
Na dodatek w ostatnich dniach było tak bardzo caminowo, że tęsknota we mnie wzbiera i ja także chcę już wyruszyć.  Ale zanim to zrobię opowiem Wam, co się zdarzyło:
Most w Toruniu o świcie
Na konferencję naukową pt. Camino Polaco ja i Kajetan jedziemy pociągiem. W Toruniu będziemy o trzeciej  nad ranem. Mamy nadzieję zdrzemnąć się trochę podczas podróży, ale szybko okazuje się, że nic z tego, bo mamy miejsca w tak zwanym wagonie bez przedziałowym. Ciągle ktoś się przeciska wąskim przejściem między siedzeniami, jest gwar i mnóstwo ludzi. W tych okolicznościach trochę rozmawiamy, trochę zagłębiamy się w internetowe wnętrza naszych smartfonów.  Gdy dojeżdżamy na miejsce okazuje się, że nie ma za bardzo gdzie przeczekać do rana, bo toruński dworzec jest w przebudowie. Idziemy więc obładowani, oprócz plecaków ja ciągnę walizkę pełną skarpetek, a Kajetan niesie  torbę z laptopem. Kierujemy się w stronę centrum, lecz bez konkretnego celu.
- Może napijemy się kawy na stacji? – proponuję – to Shell, będzie caminowo – zachęcam Kajetana. Bo logo tej stacji wzięło się właśnie od muszli świętego Jakuba. Kajetan zgadza się chętnie.
Przesiedzimy, a raczej przestoimy (przy wysokim stoliku nie ma krzesełek) tu ponad godzinę popijając kawę obserwując zabawne, wręcz komediowo charakterystyczne typy odwiedzające stację.
Potem przemierzamy bardzo długi most. Towarzyszy nam wschodzące słońce. Rozlewa się na Wiśle niczym lawa, albo płynny metal. Jest cicho i spokojnie. O czym mogłabym  myśleć w takiej chwili? Ten pejzaż oczywiście sięga mi do serca, przypominam sobie tamte ważne mosty w moim życiu. Ale teraz jest przyjemnie iść i myślę, że co innego go potrzebować, a co innego tak sobie po prostu z poranną radością przemierzać most. Z powrotem będzie zupełnie inaczej – będziemy pędzić jak szaleni, a pot będzie spływał nam po plecach i wpadniemy do pociągu tuż przed odjazdem, zmęczeni i zdyszani, żeby choć na chwilkę przymknąć oczy i się zdrzemnąć po jakichś trzydziestu godzinach bez snu.
Ale teraz wciąż podążamy na konferencję. Zjemy jeszcze śniadanie na nadwiślańskich bulwarach siedząc na pobazgranym murku (kocham cię, lolita; tu byłam; tu można sobie pisać; M+W=WM) i obserwując jak miasto budzi się do życia.
Będę szczera - nie pamiętam zbyt dobrze części merytorycznej konferencji, pamiętam za to bardzo dobrze dwie osoby: Romę i Aleksandrę. Rozmawiałyśmy o naszych wędrówkach, o lękach i pragnieniach, całkowicie caminowo. Ich wielka serdeczność sprawiła, że nie czułam zmęczenia po nieprzespanej nocy tylko radość z poczucia wspólnoty serc i wiary. Na szczęście – jak to się kinestetycznie mówi – jesteśmy od tej pory w kontakcie. Mam nadzieję, że tak zostanie. I być może spotkamy się kiedyś na Drodze.
Wkrótce po konferencji w Toruniu wybieram się na kolejne camiowe spotkanie, tym razem do Piekar. Tę konferencję organizuje Michał, młody podróżnik, niesamowicie charyzmatyczny człowiek, podziwiam jego pasję życia i autentyczne zaangażowanie. I choć nie zawsze się z nim zgadzam, jestem pewna, że to wspaniały chłopak. Porusza się sprężyście z tą piękną pewnością siebie, która wprowadza spokój w miejsce, gdzie Michał akurat się znajduje. Słucham pielgrzymich opowieści, o wędrówkach do Santiago i do Rzymu i takich zupełnie (pozornie) bez celu. Różni nas wiele, wiek, wykształcenie, sposób i miejsce pielgrzymowania, narracja i światopogląd. A jednak łączy nas jeden Duch. Ma dla nas wszystkich miejsce. Znów czuję to samo, co w Toruniu - bezgraniczną wzajemną serdeczność, jedność w różnorodności, akceptację, ufność, zrozumienie, radość z bycia właśnie tu i w tej chwili. Tak samo jest na Drodze. Może właśnie to jest tak atrakcyjne i pociągające, a może wysiłek, który można przełożyć na konkretny cel albo poszukiwanie Boga lub siebie albo jeszcze coś innego. Nie mam pojęcia co nas wzywa, ale wiem co nas łączy. To jest ten sam Duch.

Jeśli chcecie śledzić wędrówkę Kajetana znajdziecie go na fb https://www.facebook.com/camino.from.poland?fref=ts

Jeśli chcecie kupić caminowe skarpetki, które zaprowadzą Was z każdego miejsca na świecie prosto do Santiago zapraszam na priv K40

2 komentarze:

  1. Magda, Pozostaje z Tobą w kontakcie duchowym. Spotkane osoby są nam przecież zadane. Pozdrawiam z Torunia. Roma

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Roma, tak się cieszę, że tu zajrzałaś :) Dziękuję :)

      Usuń