wtorek, 11 listopada 2014

Wybory



Znowu mam straszne blogowe zaległości. Przepraszam. Kajam się. Postaram się nadrobić, zadośćuczynić, wynagrodzić. Wszystko przez kampanię wyborczą, w którą jestem bardzo mocno zaangażowana, poświęcam jej całą energię i  dostępny czas. Jednak nie o kampanii chciałam pisać, lecz o wyborach.  Myślałam już od pewnego czasu o dalszym ciągu mojej blogowej opowieści, przypominałam ją sobie po raz kolejny i znowu doszłam do wniosku, że wszystko jest kwestią wyboru. Nie, nie, nie chodzi o to, że możemy wybierać w życiu jak w katalogu wysyłkowym, lecz o to, co zrobimy z tym, co dostaniemy.  Nasza reakcja jest kwestią wyboru.  Dobrze byłoby zawsze reagować tak, aby być dumnym ze swojego wyboru.  Ja jestem dumna z tego co wtedy wybrałam w Barcelos (pamiętacie skończyło się na tym, że Elsa zabrała mnie do fizjoterapeuty) , choć czasami próbuje wedrzeć mi się w serce i umysł myśl „nic mi się nie udaje – nawet pielgrzymka” , ale …. no właśnie. Oto co było dalej:
Wraz z Elsą i Luisem trafiłam do gabinetu fizjoterapii, w którym leczą swoje urazy prawdziwi sportowcy. Tacy, których można oglądać na pierwszych stronach portugalskich gazet. Tutaj wszyscy są dla mnie  bardzo mili i serdecznie. A, kiedy Elsa objaśnia, że jestem biegaczką z Polski, która załapała kontuzję na pielgrzymce w Portugalii, z całych sił starają mi się pomóc.  Młoda masażystka okłada mają nogę lodem, a potem ją masuje. Rozmawia z Elsą nad moją głową, która opowiada jej po portugalsku, że hospitaliera nie chce mnie już alberdze i muszę się wynieść. Znowu mam to uczucie, że wszystko rozumiem, więc włączam się do rozmowy po angielsku i mówię, że chyba powinnam wynająć pokój w jakimś tanim hostelu. Ale Elsa znowu ma własny plan i oświadcza mi, że będę spała u niej. Od teraz wszystko zaczyna wyglądać tak jak w filmie akcji. Wracamy do albergi po moje rzeczy, uciekamy ruszając z piskiem opon i na koniec trafiam do wspaniałej posiadłości z wielką willą, sadem pomarańczowym, basenem, gdzie życzliwie przywitają mnie Polacy, a szczególnie Paweł wielbiciel super bohaterów.  Panie Pawle nigdy nie przestanę Panu dziękować za okazane wtedy serce i ciepło ;).
Pamiętacie Nuno, który zabrał mnie z albergi? Ta willa należy do organizacji, której jest prezesem. Spędzę tu dwa tygodnie. Codziennie Elsa będzie wozić mnie fizjoterapeuty i przynosić rano śniadanie. Nuno będzie dopytywał się o moje samopoczucie i dbał, żeby niczego mi nie brakowało. Kiedy będę mu dziękować Nuno odpowie, że nic wielkiego nie zrobił, bo taka jest misja jego organizacji.
A noga cały czas mnie boli. Kiedy próbuję chodzić i gdy siedzę nad basenem, kiedy wsiadam do samochodu i jadę do fizjoterapeuty. Prawdę mówiąc boli mnie nawet wtedy, gdy leżę w łóżku. Popadam w dziwny stan ducha, jestem tak bardzo wewnątrz siebie, ale równocześnie mocniej doświadczam świata, słyszę i widzę najdrobniejsze szczegóły, zapachy i smaki są wielowymiarowe. Wyraźnie odczuwam siebie jako część świata. Jestem. Bardzo mocno jestem, a przecież doskwiera mi moja niepełnosprawność i całkowita bezradność. Teraz, gdy to opisuję przypominam sobie ten stan ze wzruszeniem i pewną ekscytacją. To było niesamowite doświadczenie.
Oczywiście nie poszłam (wtedy) do Santiago, choć tak bardzo pragnęłam tam dojść. Było to moje marzenie, pragnienie i ambicja. Ale gdy siedziałam na patio i patrzyłam na trzy palmy w ogrodzie i dalej na czerwone dachy na  horyzoncie byłam wdzięczna. Byłam tak niesłychanie wdzięczna jak jeszcze nigdy dotychczas w życiu. Dziękowałam, że jestem, że jestem tutaj, że spotkałam ludzi, którzy mi pomogli, że mam przyjaciół, że jednak nie zwątpiłam, w siebie, w ludzi i Boga. Jak ja wtedy kochałam życie na tym patio w Barcelos, choć najdłuższa droga w jaką mogłam się wybrać wiodła do sadu pomarańczowego. To i późniejsze doświadczenia nauczyły mnie, że zawsze mogę wybrać, wdzięczność, radość, Życie. Czy mam inne pokusy? Jasne, chętnie bym czasem popłakała nad sobą, rozpadłabym się na tysiąc kawałków, ale nie chcę i boję się tego i wybieram tę wiarę, że nie wiem jak będzie, ale wiem, że będzie dobrze. I myślę sobie, że każdy nasz wybór, nawet najbardziej osobisty jest jakąś interakcją ze światem, że nasz wybór ma wpływ na to, co się dzieje w życiu innych osób w jakiś sposób z nami związanych. I w rezultacie każdy nasz wybór ma wpływ na rzeczywistość, w której żyjemy. Dlatego trzeba wybierać dobrze, tak żeby być z tych swoich wyborów dumnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz