Znowu mam
straszne blogowe zaległości. Przepraszam. Kajam się. Postaram się nadrobić,
zadośćuczynić, wynagrodzić. Wszystko przez kampanię wyborczą, w którą jestem
bardzo mocno zaangażowana, poświęcam jej całą energię i dostępny czas. Jednak nie o kampanii chciałam
pisać, lecz o wyborach. Myślałam już od
pewnego czasu o dalszym ciągu mojej blogowej opowieści, przypominałam ją sobie
po raz kolejny i znowu doszłam do wniosku, że wszystko jest kwestią wyboru. Nie,
nie, nie chodzi o to, że możemy wybierać w życiu jak w katalogu wysyłkowym,
lecz o to, co zrobimy z tym, co dostaniemy. Nasza reakcja jest kwestią wyboru. Dobrze byłoby zawsze reagować tak, aby być
dumnym ze swojego wyboru. Ja jestem
dumna z tego co wtedy wybrałam w Barcelos (pamiętacie skończyło się na tym, że Elsa
zabrała mnie do fizjoterapeuty) , choć czasami próbuje wedrzeć mi się w serce i
umysł myśl „nic mi się nie udaje – nawet pielgrzymka” , ale …. no właśnie. Oto co
było dalej:
Wraz z Elsą i
Luisem trafiłam do gabinetu fizjoterapii, w którym leczą swoje urazy prawdziwi
sportowcy. Tacy, których można oglądać na pierwszych stronach portugalskich
gazet. Tutaj wszyscy są dla mnie bardzo
mili i serdecznie. A, kiedy Elsa objaśnia, że jestem biegaczką z Polski, która
załapała kontuzję na pielgrzymce w Portugalii, z całych sił starają mi się
pomóc. Młoda masażystka okłada mają nogę
lodem, a potem ją masuje. Rozmawia z Elsą nad moją głową, która opowiada jej po portugalsku, że
hospitaliera nie chce mnie już alberdze i muszę się wynieść. Znowu mam to
uczucie, że wszystko rozumiem, więc włączam się do rozmowy po angielsku i
mówię, że chyba powinnam wynająć pokój w jakimś tanim hostelu. Ale Elsa znowu
ma własny plan i oświadcza mi, że będę spała u niej. Od teraz wszystko zaczyna
wyglądać tak jak w filmie akcji. Wracamy do albergi po moje rzeczy, uciekamy
ruszając z piskiem opon i na koniec trafiam do wspaniałej posiadłości z wielką
willą, sadem pomarańczowym, basenem, gdzie życzliwie przywitają mnie Polacy, a
szczególnie Paweł wielbiciel super bohaterów.
Panie Pawle nigdy nie przestanę Panu dziękować za okazane wtedy serce i
ciepło ;).
Pamiętacie Nuno, który zabrał mnie z
albergi? Ta willa należy do organizacji, której jest prezesem. Spędzę tu dwa
tygodnie. Codziennie Elsa będzie wozić mnie fizjoterapeuty i przynosić rano
śniadanie. Nuno będzie dopytywał się o moje samopoczucie i dbał, żeby niczego
mi nie brakowało. Kiedy będę mu dziękować Nuno odpowie, że nic wielkiego nie
zrobił, bo taka jest misja jego organizacji.
A noga cały czas mnie boli. Kiedy próbuję
chodzić i gdy siedzę nad basenem, kiedy wsiadam do samochodu i jadę do
fizjoterapeuty. Prawdę mówiąc boli mnie nawet wtedy, gdy leżę w łóżku. Popadam w
dziwny stan ducha, jestem tak bardzo wewnątrz siebie, ale równocześnie mocniej
doświadczam świata, słyszę i widzę najdrobniejsze szczegóły, zapachy i smaki są
wielowymiarowe. Wyraźnie odczuwam siebie jako część świata. Jestem. Bardzo mocno
jestem, a przecież doskwiera mi moja niepełnosprawność i całkowita bezradność. Teraz,
gdy to opisuję przypominam sobie ten stan ze wzruszeniem i pewną ekscytacją. To
było niesamowite doświadczenie.
Oczywiście nie poszłam (wtedy) do
Santiago, choć tak bardzo pragnęłam tam dojść. Było to moje marzenie,
pragnienie i ambicja. Ale gdy siedziałam na patio i patrzyłam na trzy palmy w
ogrodzie i dalej na czerwone dachy na
horyzoncie byłam wdzięczna. Byłam tak niesłychanie wdzięczna jak jeszcze
nigdy dotychczas w życiu. Dziękowałam, że jestem, że jestem tutaj, że spotkałam
ludzi, którzy mi pomogli, że mam przyjaciół, że jednak nie zwątpiłam, w siebie,
w ludzi i Boga. Jak ja wtedy kochałam życie na tym patio w Barcelos, choć
najdłuższa droga w jaką mogłam się wybrać wiodła do sadu pomarańczowego. To i
późniejsze doświadczenia nauczyły mnie, że zawsze mogę wybrać, wdzięczność,
radość, Życie. Czy mam inne pokusy? Jasne, chętnie bym czasem popłakała nad
sobą, rozpadłabym się na tysiąc kawałków, ale nie chcę i boję się tego i
wybieram tę wiarę, że nie wiem jak będzie, ale wiem, że będzie dobrze. I myślę
sobie, że każdy nasz wybór, nawet najbardziej osobisty jest jakąś interakcją ze
światem, że nasz wybór ma wpływ na to, co się dzieje w życiu innych osób w
jakiś sposób z nami związanych. I w rezultacie każdy nasz wybór ma wpływ na rzeczywistość,
w której żyjemy. Dlatego trzeba wybierać dobrze, tak żeby być z tych swoich
wyborów dumnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz