Jest takie powiedzenie, że camino
jest jak życie. Kajetan lubi to powtarzać. Na początku przechodzisz przez dzieciństwo - jest ciężko, bo uczysz się chodzić, następnie dorosłość - łatwiejsza i trochę arogancka,pyszałkowata, a potem starość - znowu trudna i w oczekiwaniu na koniec. Docierasz do katedry w i to jest symboliczna śmierć. Taka jest droga do Santiago. To prawda, ja jednak idąc kiedyś na
jakieś ważne zebranie, które było już kolejnym spotkaniem w tamtym dniu,
pomyślałam, że życie jest camino. Myśl ta
przyszła mi do głowy ze zmęczenia, uznałam, że tak jak na camino, aby dojść
musisz pozbyć się zbędnego bagażu, tak i w życiu, trzeba odpuścić wszystko to,
co ciąży, przeszkadza, doskwiera, boli. Gdy się jest lżejszym łatwiej iść. Tak zrobię – pomyślałam wtedy, zostawię
wszystko, co niepotrzebne. I rzeczywiście zaczęłam powoli dzień po dniu zrzucać to, co do mnie nie pasowało. Ale dziś gdy o tym myślę (bo ta sentencja właśnie
jest mi potrzebna) przypomina mi się, że jednak nie do końca jest to prawda. Bo
przecież niosłam ze sobą maskotkę od Zuzanny, muszelkę od Kajetana i parę jeszcze innych rzeczy, które dostałam
od przyjaciół. Kiedy wyruszamy w drogę, zabieramy ze sobą symbole miłości i
przywiązania, a pamięć o tych których kochamy, tych którzy nas kochają daje nam
odwagę i siłę na każdy kolejny krok. Jeśli
więc życie jest jak camino, to trzeba wziąć ze sobą w drogę miłość, żeby
łatwiej było iść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz