

I tak właśnie było na kolejnym etapie camino:
Dzisiaj idziemy pod górę. To dobrze,
biegałam ostatnio w górach i jest mi naprawdę łatwo i lekko iść. Mimo wszystko
zastanawiam się, co by było gdybym rok temu nie złamała nogi na moście i dotarła tu z
kulą. Przecież nie miałabym z tą górą absolutnie żadnych szans. Idę sama i
czuję, że z każdym krokiem coraz bardziej ogrania mnie smutek. Nie umiem
sprecyzować jego źródła. Nie mam pojęcia o co mi chodzi. Nurkuję więc w swoim
sercu i znajduję tam sprawy z przeszłości, które muszę pożegnać. Droga to dobre
miejsce, aby to zrobić. Ale wiecie jak to jest - ból
trzyma się mocno naszych serc, trudno rozewrzeć zaciśnięte kurczowo palce. Staram
się jak mogę i nic, czuje tylko niewypłakane łzy w krtani i pod powiekami. Uparcie
podążam do przodu, bo to jedyne co trochę pomaga.
![]() |
alberga |

Jestem Kanadyjką,
przyleciałam z Kanady do Portugalii, aby przejść camino z Lizbony. Gdy wędrowałam
robiłam wiele zdjęć, między innymi tego budynku, który wówczas stał pusty. Któregoś
dnia, już po powrocie do domu, przeglądałam zdjęcia i znalazłam ten budynek. Nie
wyglądał tak jak dziś, lecz poczułam jakby mnie przywoływał. Było w nim coś, co
mnie przyciągało. Pomyślałam, że chcę go kupić. Postanowiłam odnaleźć
właściciela. To był szalony plan! Ale zrobiłam to. Kupiłam nowy dom w
Portugalii, sprzedałam stary dom w Kanadzie. Rzuciłam pracę, stworzyłam
albergę. I całkowicie zmieniłam swoje
życie.
Gdy skończy i uśmiechnie się do
nas, dostanie gromkie brawa, wszyscy będziemy poruszeni tą historią i
zaskoczeni przyjęciem. Ja będę zachwycona, i Kuba także. Będziemy spoglądać na siebie i powtarzać:
niesamowite, co? Niesamowite! Czyli to prawda! Wszystko można zmienić!
A ona wiecie co zrobi po tym występie?
Najpierw oczywiście poda do stołu jedzenie, a potem zaprosi, żebyśmy po posiłku
wzięli sobie ciasto z kredensu i lody z lodówki. A my skorzystamy z tego
zaproszenia z wielką przyjemnością. Zjemy obiad, ciasto, lody i owoce. Wszystko!
![]() |
Kuchnia w alberdze |
Po obiedzie przygotowujemy się do
mszy, która odbędzie się w jadalni. Siadam na końcu. I podczas całej mszy łzy
płyną mi strumieniami po twarzy. Wypłakuje cały ten smutek, który narósł po
drodze. Ksiądz Paweł z niepokojem odwraca wzrok, ocieram policzki wierzchem
dłoni. Idę na górę i siadam na łóżku. Co mam zrobić z resztą smutku? Może sam
się rozpłynie w herbacie, którą zrobił dla mnie Kuba i właśnie przyniósł z
kuchni na dole, tutaj na górę? Trzymam kubek w dłoniach, a jego ciepło ogrzewa
także moje serce.
W nocy jest gorąco, nie
wyciągam nawet śpiwora, przykrywam się chustką, którą dostałam od Weroniki. Zapadam
w płytki sen, gdy nagle słyszę jakieś głosy. Ktoś wzdycha i jęczy, pada
przekleństwo, jedno, drugie, trzecie! Ktoś walczy ze swoimi demonami. Proszę Boga
o siłę i odwagę dla wszystkich śpiących tu dziś pielgrzymów.
Gdy przebudzę się nad ranem
przychodzi mi do głowy myśl: na camino każdy niesie nie tylko wiarę, nadzieję i
miłość, ale taszczy także swój ból, swoją pustkę, cierpienie, i walczy ze
swoimi demonami. Przede wszystkim jednak
zabiera w drogę swoją śmierć i podąża z nią ramię w ramię. Na drodze bowiem
odbywa się coś w rodzaju unicestwienia tej części naszej istoty, która musi
umrzeć, abyśmy my mogli dalej Żyć.
W radości.
Amen. :)
OdpowiedzUsuń~Anka