Większość moich znajomych i bliskich zna już tę historię.
Opowiadałam ją nie raz, niektórzy, jak chociażby Zuzanna, słyszeli ją
wielokrotnie. Wybacz Zuzanno! Dlatego nie bardzo wiem jak się za nią zabrać
teraz, kiedy znów chcę ją opowiedzieć. Zamykam oczy. Próbuję wyciągnąć coś z
pamięci, co samą mnie zaciekawi. Najbardziej chciałabym znaleźć coś, czego
dotychczas nie dostrzegłam. Zyskałabym świeżość, entuzjazm, no i jakąś nową
opowieść. Jak zwykle jest jednak mickiewiczowsko. Ale co tam! W końcu to Świteź
i Nowogródek! Wyciągam więc ze wspomnień pejzaż znad Świtezi. Bardzo go lubię.
Byliśmy tam – ja, Dominik, Agnieszka i Asia - dwa razy, pierwszy raz nocą, koło
dwunastej, w kompletnej ciemności, świecąc telefonami pod nogi. W tej ciemności
wyczuwało się taflę jeziora, na horyzoncie majaczyły korony drzew, a gdy
księżyc wyłonił się zza chmur widać było, że unosi się także na wodzie. Aż dziwne,
że nie wyszedł nam na spotkanie chłopiec piękny i młody, tak było świteziańsko.
Nie wyszedł nam na spotkanie nawet niedźwiedź, choć Agnieszka była pewna, że
czai się gdzieś wśród liści. Drugi raz pojechaliśmy nad Świteź z całą wycieczką
– z Mikołajem – dyrektorem Muzeum Dom Mickiewicza, Julią i innymi pracownikami
muzeum oraz gośćmi zaproszonymi na 75-lecie tej instytucji. Pozdrawiam was
wszystkich! Moi drodzy opowiadałam Was już tyle razy, w kawiarniach, spacerując
po parku, albo popijając herbatę w domu, że staliście się na zawsze częścią
mojego życia, częścią mnie samej. Teraz opowiem Was na blogu.
Było tak:
Następnego dnia po zakończeniu oficjalnych obchodów
jubileuszu Muzeum Dom Mickiewicza wybraliśmy się na wycieczkę nad Świteź
właśnie i do Zaosia, gdzie znajduje się rekonstrukcja domu, w którym urodził
się poeta. (Nie wiadomo co prawda, czy to jest właściwe Zaosie, bo w pobliżu
Nowogródka jest jeszcze jedno, ale przecież i tak nie ma to żadnego znaczenia).
Nad Świtezią stoi drewniana altanka, w
której można się schronić przed deszczem albo słońcem. W naszym wypadku była to
dojmująca mżawka. Kobiety rozpakowały jedzenie, które zostało z imprezy,
kiełbasy, draniki, chleb i oczywiście wódkę. Mikołaj i Julia zachęcali do
jedzenia i wznoszenia toastów. Była 10 rano. Nie chcieliśmy pić. Dominik
wykręcił się łatwo, bo prowadził samochód. Ja także – brałam przecież leki
przeciwbólowe. Asia i Agnieszka nie dały rady. Musiały choć udawać, że piją.
Wznoszono po kolei toasty, a każdy z nich poprzedzony był długą i kwiecistą
mową na cześć gości i gospodarzy. Aż glos zabrała kobieta siedząca obok mnie:
- Bez niej
życie byłoby smutne i trudne, potrzeba jej starym i młodym, kobietom i
mężczyznom. To ona daje siłę i moc, radość, chęć, żeby rano wstawać i rozpocząć
dzień. Jest tym za czym tęsknią wszyscy bez wyjątku, święci i grzeszni, jest
treścią ludzkich marzeń i snów. Każdy jej szuka dopóki nie znajdzie,
niezmordowanie i żmudnie i wciąż od nowa. A kiedy znajdzie jest szczęśliwszy
niżby dostał wszelkie bogactwa tego świata. Jest tym o co warto walczyć, modlić
się, zabiegać. O niej piszą poeci, najwięksi i najwspanialsi, tacy jak nasz
Mickiewicz. Wypijmy za miłość, bo bez niej nie byłoby nic!
No
oczywiście. Byłam zachwycona jej przemową.
- Za to i ja
wypiję – wykrzyknęłam i wyrwałam Agnieszce kieliszek upijając łyk wódki. A
wódka białoruska dobra jest. Naprawdę.
Mikołaj był
zadowolony z tej mojej nagłej ochoty do picia. Julia też się uśmiechała, czuła
pewnie, że wszystko to dobrze zorganizowała, skoro goście tak się bawią. A ja
uznałam całe zdarzenie za znak. Znak miłości oczywiście. Lecz z tą miłością to sprawa
jest o wiele trudniejsza i o wiele prostsza zarazem niż się wydaje. Wtedy
myślałam o miłości jak o rzeczy. Chodzi mi o to, że myślałam o niej jako o
czymś mierzalnym, konkretnym, namacalnym. Dziś sądzę raczej, że to szczęście i
zachwyt, ochota na życie, radość ze spotkania, doświadczanie drugiej osoby,
poczucie współistnienia. Ta miłość wtedy sytuowała mi się gdzieś bliżej tego,
że po wielu perypetiach żyli długo i szczęśliwe. Dziś po tamtych zdarzeniach i
innych przygodach myślę, że miłość jest nieograniczona, wolna i wszędobylska,
pełno jej, gdzie nie spojrzysz, tylko brać. A wziąć to już jest odwaga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz