czwartek, 16 lipca 2015

Komu ja biegnę?



Niewiele ostatnio trenowałam, na zawodach też dość dawno nie byłam, bo jednak nie da się zrobić wszystkiego, a ja dużo pielgrzymuję. Lubię te caminowe przejścia polskim szlakiem św. Jakuba z taką samą intensywnością z jaką kocham bieg, bilans uczuciowy jest więc podobny, ale … ale coś z tym bieganiem jednak się ostatnio dzieje, bo z jednej strony wyraźnie odczuwam brak, z drugiej nie daje mi teraz takiej radości jak kiedyś. A pamiętam przecież świetnie to uczucie satysfakcji, przepływu, tego brania w ramiona całego świata, tego brodzenia w oczyszczających falach cudownego „tu i teraz”! I chcę je z powrotem! Chcę je znów odnaleźć! Muszę je odzyskać!
Umawiam się z Kaśką na zawody w Żarkach. Bieg z duchami. Korzyść podwójna, bo spotkamy się, a na dodatek trochę się pościgamy. Muszę być dobrze przygotowana. Robię ostry trening interwałowy. Kończę spocona, czerwona, ledwo żywa. I co? Skanuje ciało, duszę, serce. Poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Jest. Zadowolenie. Jest. I tyle. Nic więcej. Gdzie się podziało wszystko to wspaniałe i nadprzyrodzone? Cała ta duchowość biegania? Sama kiedyś napisałam, że bieganie to drzwi do transcendencji, autorka – nomen omen – „Biegnącej z wilkami”  twierdzi, że wszelkie czynności mające swój rytm, a więc także bieganie - to sposoby na zawezwanie duszy. No więc co się dzieje?  Przyglądam się swoim medalom i pucharom. Tak, lubię je, cenię, wysiłek, który mnie do nich zaprowadził jest bardzo przyjemny, ale teraz myślę – „a po co mi więcej? Przecież nie będę ich zbierać na kilogramy!”. Czuję się trochę zmieszana tą myślą. O co mi znowu chodzi?! Ale okazuje się, że to właściwy trop, bo kiedy czytam na fejsbuku – masz problem, to go wybiegaj – strasznie się irytuję. Bo nie można problemu wybiegać, tak jak nie można go zapić. Jedyne co można z problemem zrobić, aby się go pozbyć to rozwiązać. Bieganie nigdy nie sprawi, że pozbędziemy się problemów, czy życiowych trudności, bieganie może tylko sprawić, że będziemy gotowi, aby sobie z nimi radzić! Uff… coś znalazłam. Wychodzę więc na trening, bo od dawna już wiadomo, że podczas biegania dobrze mi się myśli. Teraz podbiegi. W górę i w dół, w górę i w dół, z wysiłkiem, rytmicznie, z wysiłkiem, rytmicznie… i udało się! Dusza jest! Jest tu! Obecna! Stawiła się! I wiecie co?! Każe mi się zatrzymać i popatrzeć jak samolot rozcina niebo na pół! Teraz trochę maszeruję, potem znów biegnę bez wysiłku, idę na mostek, żeby postać nad wodą, widok biegacza nadciągającego z naprzeciwka podrywa mnie do biegu. Ale za chwilę znów zwalniam, żeby przyjrzeć się dziewczynie na rolkach.  Wracam do domu spacerowym krokiem, nie zmęczona, a jednak szczęśliwa.  Nie wiem jeszcze, czy właśnie odnalazłam to, co mi zaginęło, ale nadzieja już się rozsiadła w moim sercu jak – nie przymierzając - królowa na tronie. 

Sjesta na hamaku na działeczce u Kaśki
Zanim pobiegniemy, relaksujemy się z Kaśką na działeczce. Leżymy pod lipą, popijając wodę z cytryną i miętą. Rozmawiamy o życiu, dzieciach, mężczyznach, o zawiedzionych nadziejach, odrzuconych uczuciach, rozprawiamy na wszystkie tematy, które podejmują kobiety, gdy siedzą same w ogrodzie. Jest tak przyjemnie i błogo, że wcale nie chce mi się nigdzie stąd ruszać, ale oczywiście zbieramy się, żeby spotkać wszystkie te jurajskie duchy i przebiec zadany na dzisiejszą noc dystans.
orzeźwiająca woda z miętą i cytryną
Biegniemy przez nocny las. Pachnie. Zaczynamy trochę za szybko, chyba dlatego, że Kaśka chce dotrzymać kroku mnie, a ja jej. Chwilę rozmawiamy. Mijają nas inni biegacze, rzucają jakieś słowo, odpowiadamy. Ja w końcu milknę, otulam kocem z ciemności i konturów drzew swoje serce. Kaśka rozmawia z kimś, więc zostaję trochę w tyle. Nie chcę przeszkadzać, ale nie chcę też być zagadywana, wycofuję się w samotność, to źródełko spokoju, które jest przy nas zawsze i czeka tylko, żeby z niego skorzystać. Gdy docieramy do wysokiego podbiegu z zza drzew wyłania się ogromny księżyc. Kaśka przechodzi do marszu, odwracam głowę, żeby zobaczyć co z nią, a ona krzyczy:
- biegnij Magda, biegnij!
Ale ja truchtam w miejscu, czekam na nią, patrzę w złotą hipnotyzującą tarczę księżyca. W połowie podbiegu też przechodzę do marszu. Idziemy we dwie, ramię w ramię. Potem będziemy tak jeszcze szły, zanim miniemy piąty kilometr i ja pobiegnę z rozłożonymi rękami i będę za sobą słyszała śmiech Kaśki. A kiedy stracę siły tuż przed metą, Kaśka biegnąc przede mną znów zawoła „dajesz Magdalena!!!” I ja odzyskam całą moc jakby to było jakieś magiczne zaklęcie i wyprzedzimy wszystkich i wpadniemy na metą trzymając się za ręce! Które byłyśmy? – nie mam pojęcia. Jaki miałyśmy czas – też nie wiem. Nie potrzebuję tej wiedzy. I nie potrzebowałam jej, kiedy rzuciłam się Kaśce na szyje i wyznałam – „Cudownie się z Tobą biega”, a ona przytuliła mnie mocno. Tak, tak, macie rację  – to właśnie ta chwila – oto odnalazło się to, co zgubiłam, otworzyły się te drzwi, które przez ostatni czas były zatrzaśnięte.
A gdy następnego dnia przemyślałam to wszystko od nowa, uświadomiłam sobie po raz kolejny, że jedyną stałą tego świata jest zmiana, że bieg da mi to, czego pragnę i potrzebuję, ale nie w ten sam sposób. Że być może wciąż musimy szukać nowych sposobów na pozyskanie, tego co nas wzmacnia, rozwija i żywi. Że to wszystko jest dostępne, lecz w labiryncie wszystkich naszych spraw musimy wciąż szukać metod jak bez rutyny czerpać radość z obfitości świata, cały czas od nowa znajdować drogę do własnej duszy.
Komu ja biegnę? Sobie biegnę i swojemu sercu. I Kaśce biegnę, i Małgorzacie i mojej córce Zuzannie, biegnę moim przodkom i potomkom, biegnę tym, którzy mnie kochają i tym, którzy oczekują pomocy, biegnę szukającym drogi i tym, którzy stracili nadzieję, biegnę do życia, do śmierci, biegnę do trudności, porażek i zwycięstw, biegnę, żeby ożywić, to, co umarło, i pogrzebać to, co się już nie narodzi, biegnę tym, którzy zwalniają, żeby dotrzymać mi kroku i tym, którzy biegną przede mną, biegnę tym, którzy zostali za mną i tym, którzy mnie porzucili, biegnę tym, którzy czekają po tamtej stronie, biegnę i tej osobie, która czeka z bukietem kwiatów na mecie. Biegnę światu.




6 komentarzy:

  1. Biegnij...ze mną i do mnie... :) wszystko się zmienia... MM

    OdpowiedzUsuń
  2. https://www.youtube.com/watch?v=vj-gtxNXcCc tak ta piosenka tutaj pasuje :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pasuje, dzięki
    a tu coś takiego
    https://www.youtube.com/watch?v=MDXOVq9-MDw
    (miałam to na myśli, ale potem zapomniałam)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój typ piosenki nie o bieganiu – podobnie jak post nie jest o bieganiu – to Maanam – Nic dwa razy. Tekst na podstawie wiersza Wisławy Szymborskiej. Piosenka https://www.youtube.com/watch?v=q_sMmIXxkJw Tekst wiersza do przeczytania na spokojnie http://wiersze.kobieta.pl/wiersz/wislawa-szymborska/nic-dwa-razy-82 Jedynie rytm piosenki na finisz biegowy. Bieganie, poezja i Ty...

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki Arku. I masz rację, rzeczywiście ta piosenka wpisuje się tu wspaniale. Ale ja mam jeszcze jedną, która strasznie ode mnie żąda, aby ją tu wspomnieć, ona okropnie chce tu być i twierdzi że tu pasuje. I to też jest Maanam, choć nie mam pojęcia czemu ona chce tu być. A mnie porusza do głębi serca,, do żywego mięsa". To ona - https://www.youtube.com/watch?v=ArmA-3ZGk5E

    OdpowiedzUsuń