lądowanie |
I choć teraz, gdy
wyruszyłam drogą wstecz, do początku tej
historii i zaczynam pisać, myśli i wspomnienia są wciąż jeszcze powiązane w
supełki i jak zwykle mam wątpliwości gdzie ta opowieść naprawdę się zaczęła. I
tak mi się zdaje, że miało to miejsce w Kościele św. Jakuba w Sączowie, gdzie
modliłam się przy relikwiach o powodzenie tego camino. Gdy teraz patrzę na moją
wędrówkę z perspektywy kilku miesięcy
mam całkowitą pewność, że Święty mnie wtedy wysłuchał.
A może ta historia ma swój początek poza mną, we wspólnym
Źródle wszelkich opowieści, poza moją świadomością, czasem i przestrzenią,
gdzie są też wszystkie inne początki … Ludzie przecież żywią się opowieściami,
w przeciwnym wypadku po co byłby święte księgi?
Tak czy siak tym razem wyruszam z Faro. Nazwa Faro ma dla
mnie szczególne brzmienie, trochę jak fragment magicznego zaklęcia, trochę jak
słowo z jakiejś pięknie brzmiącej pieśni, jest w tym tęsknota, zachęta ,
przywoływanie , niesamowicie urzekająca melodia rytualnych bębnów … (czyżby wpływ miała bliskość Afryki?) spróbujcie
sami wypowiedzieć na głos – Faro. W języku portugalskim słowo faro oznacza
latarnię morską. Dobry omen – niech rozświetla mi drogę.
plac Madaleny |
Lotnisko jest tuż przy oceanie, samolot zniża lot i wydaje
się, że zaraz będzie wodował. Spoglądam przez okno i widzę lagunę, zielonolazurowe,
ciemniejące w głąb wody. Lądujemy oczywiście bezpiecznie na pasie. Jest bardzo
ciepło, mimo że to już wieczór. Gdy staję przed lotniskiem i rozglądam się w
poszukiwaniu autobusu do moich nozdrzy dociera zapach spalonej ziemi, duszny
zapach gorąca, ciężka woń nagrzanych w słońcu owoców i ryb.
Niepokój. Czuję niepokój. Szukam chwilę odpowiedzi dlaczego.
Bo Lizbona pachnie inaczej? Bo w Porto
czuję coś innego - powiew świeżości znad oceanu, ożywczy lekki iberyjski deszcz
… No chyba tak. Nie będę się teraz
zastanawiać, robi się późno i trzeba jeszcze znaleźć hostel.
To miejsce jest urocze. Czy mówiłam już, jak bardzo lubię hostele? Są przestrzenną
metaforą chwili, spotykamy tu różnych ludzi, zajmujemy jakieś miejsce, żeby
znów wyruszyć dalej.
Leżę teraz na dachu hostelu na grubym materacu i patrzę w
gwiazdy. Niebo jest gładkie, jakby wypolerowane, gdybym chciała mogłabym wyciągnąć rękę, pozbierać gwiazdy i schować do
plecaka… Ktoś cicho rozmawia na tarasie,
słychać muzykę i śmiech. Zapach spalonej ziemi już nie niepokoi … wypełnia mnie
spokój, miłość i radość.
Jutro będę przechadzać się Rua da Madalena, siedzieć na
placu Marii Magdaleny podziwiając piękne mozaiki z jej wizerunkiem. I kimś
jeszcze. Może to Archanioł Michał? Z przyjemnością wyłożę się na ławce i
zdrzemną w słońcu. W renesansowej katedrze
Se dostanę pierwszą pieczątkę do credenciala i wcale a wcale nie będę się
jeszcze przejmować, że stąd nie ma
szlaku św. Jakuba oznakowanego strzałkami.
Kaplica czaszek (kości) |
Potem pójdę do kaplicy czaszek, która cała zrobiona jest z
czaszek i kości, nawet podłoga jest nimi wyłożona. Trudno tutaj stać … więc usiądę opierając się
plecami o ścianę. Obok w kościele do
Carmo stoi też przepiękna figura Matki Bożej, przedstawiająca Maryję jako mocno
zbudowaną, silną kobietę. Dokładnie taką jaką ja chciałam ją widzieć. Będę stać przed nią w zachwycie i powtarzać w
duchu – a jednak… a jednak!!! Nie wiedząc jeszcze, że spotka mnie wielka
niespodzianka. Ale to później, na
drodze. A tutaj zamoczę stopy w ocenie siedząc na kamiennych schodach w
miejscu, gdzie cumują stateczki z turystami. O tak! Faro będzie spełnieniem
moich marzeń, ale to oczywiście dopiero wstęp, niewinna zapowiedź, radosne
preludium …
Tak, tak, lubimy ten nastrój, gdy wszystko jawi się jako
łatwe i możliwie i tak chętnie na tej podstawie wróżmy powodzenie i szczęśliwe
zakończenie naszych przedsięwzięć. Ale to w trudnościach rodzi się sukces i
choć te słowa pięknie brzmią, to wcale nie chcemy przekonywać się o tym na
własnej skórze. Ja też nie chciałam. Ale
byłam gotowa wyruszyć.